Dziś, tj. 09.06.2012 w Mrlinku zgromadzili się miłośnicy odgłosu strzały wbijającej się w gumowego zwierzaka – miała miejsce kolejna runda zawodów 3D (albo kolejna odsłona łucznictwa podwodnego jak kto woli – patrz Toszek w roku ubiegłym).
Na starcie stawiło się około 100 uczestników. Nasz klub reprezentowali prezes Krzysiek Kleszczewski, Paweł Szymiczek oraz niżej podpisany. Zabawa była na sto dwa, jedzenie wyborne a pogoda do bani. Oto krótka relacja.
Wyjeżdżając do Mrlinka zapomnieliśmy niestety (choć powinniśmy być nauczeni doświadczeniami z poprzednich zawodów), że nasi czescy koledzy, błogosławieni w swej ambicji, za nic mają błagania braci łuczniczej o małe odległości… Zostaliśmy wręcz zamordowani na śmierć figurami, które ledwo było widać z pomiędzy drzew, a dodatkowy efekt (wizualny i dźwiękowy) sprawiał rzęsiście padający deszcz. W mrocznej kniei dokonywaliśmy prawdziwych cudów, usiłując nie spudłować i uzyskać jak najwyższy wynik. Trasa była w większości przykryta gęstym listowiem, co miarę uchroniło nas od deszczu, ale podmokła ściółka leśna stała się w wielu miejscach ślizgawką, uatrakcyjniając moment oddania strzału. Strzelanie rozpoczęło się o 10.30, a zakończyło około 14.00. Krzysiek i Paweł wypadli bardzo dobrze w ogólnej klasyfikacji i w swoich kategoriach. Nic nie było w stanie zmącić naszych sportowych nastrojów.
Niestety, zauważa się smutną tendencję, jaką jest wymieranie szlachetnej kategorii łuku olimpijskiego na zawodach 3D. Można by powiedzieć, że niżej podpisany rozgromił OL – biorąc pod uwagę, że był jedynym przedstawicielem olłuków na tak wielu uczestników.
Podsumowując: zawody należy zaliczyć do wrednie-trudnych. Spędziliśmy jednakowoż miłe chwile w towarzystwie kolegi Adama Bisoka (patrz dowcip o małpie i bananie) oraz jego małżonki, zjedliśmy czeskie knedle z kapustą (pychota!), nasze dobre humory przemokły do suchej – pardon – mokrej nitki, ale godnie, z podniesioną głową reprezentowaliśmy nasz klub.
Zapraszamy za tydzień do Rybnika.